sobota, 7 czerwca 2014

Problemy z Black Garden - moja batalia ze sklepem

Chciałabym poruszyć bardzo nieprzyjemny i drażliwy temat - walka ze sklepem Black Garden o należności. Jak już wiadomo, sklep w ostatnim czasie narobił sobie wiele problemów, w związku z którymi znacznie zepsuł sobie opinię, a wiele osób po złożeniu zamówień nie otrzymało ani pieniędzy ani rzeczy, za które zapłaciły. Niezbyt to miłe, prawda? Chcę się podzielić swoimi doświadczeniami z tym sklepem, by ostrzec inne osoby, które chciałyby coś w owym sklepie kupić lub nawiązać z nim współpracę. Niestety, nie lubię mówić publicznie o nikim źle, ale w tym przypadku nie chcę, by grono oszukanych się poszerzyło.

Moja historia zaczęła się na początku października, kiedy to wygrałam licytację z Hadesami na koncie BG na allegro. Buty kupiłam jako nowe. Kiedy przyszła paczka, zatkało mnie. Owszem, buty zapierały dech w piersiach ale... miały przydarte fleki, zabrudzone podeszwy i różniły nieznacznie wizualnie (co po założeniu  było odczuwalne), jeżeli chodzi o szerokość. Poprzez serwis odezwałam się do właścicielki sklepu, że buty wyglądają na ewidentnie używane. Bardzo szybko otrzymałam odpowiedź zwrotną, że nastąpiła pomyłka przy opisywaniu przedmiotu. Dlatego też mogę buty bez problemu zwrócić i odzyskać pieniądze, a nawet otrzymać rabat na zakup nowych. Jako, że Hadesy bardzo mi się podobały, a nie miałam sensownych szpilek, postanowiłam skorzystać z rabatu i kupić nowe. Te wylicytowane odesłałam, a kasa miała zostać na te nowe, ewentualnie miałam dopłacić brakującą kwotę i miało być ok. Gdybym wtedy się wycofała, zapewne dziś nie byłabym w tej sytuacji...

Zamówienie na stronie sklepu złożyłam 28 października 2013 r. Oprócz butów zamówiłam dwie pary rękawiczek, dwie broszki i gorset. Jako, że czas realizacji miał być do 14 dni, a ja do połowinek (na które chciałam część zamówionych rzeczy założyć ) miałam trzy tygodnie, to myślałam, że ten tydzień w sumie jest moim zabezpieczeniem - gdyby sklep miał mieć kilka dni obsunięcia w terminie. Tak więc nie zostało nic innego, jak czekać : ) Tuż przed końcem terminu dostawy przyszedł od właścicielki mail, że są spóźnienia z dostawą i wyśle mi póki co tylko rękawiczki i jedną z broszek, żebym nie musiała tyle czekać. Pomyślałam sobie, że w sumie nie ma się co złościć, zawsze mogą być jakieś problemy, jeśli chodzi o zagranicznych dostawców. No ok, ale dostałam dodatki po trzech tygodniach, czyli na dzień przed połowinkami. W dodatku, jedne z rękawiczek były w niewłaściwym kolorze i zostałam bez butów : ) Tak więc żeby nie paradować boso, musiałam wydać kolejne pieniądze na buty i w dodatku kawał drogi po nie jechać, bo w mojej mieścinie wybór mizerny... Co do rękawiczek, obiecano mi ściągnąć już te odpowiednie, a te które już miałam, mogłam sobie zatrzymać w ramach rekompensaty. Rękawiczki nigdy nie dotarły, nie mieli rzekomo w hurtowni.

Czekanie zaczęło się wydłużać, ale jako że miałam stały i dobry kontakt z właścicielką sklepu, nie widziałam większego problemu i byłam wyrozumiała. W sumie co był winny pośrednik? Nie produkował zamawianych przeze mnie towarów, ani bezpośrednio sam ich nie transportował do Polski, więc należało to zrozumieć i cierpliwie czekać, choć nie było to w sumie łatwe - ile razy można czytać, że paczka jest w drodze i będzie lada moment a potem się okazuje, że Dracula Clothing albo Hades nie wysłał w ogóle moich rzeczy? Więc po co pisać cos takiego klientowi i wprowadzać go błąd? Tłumaczyłam sobie to tym, że być może wyżej wymienione firmy podawały takie informacje personelowi BG, a takie przekazywano też mi, choć nie były one prawdą.

Kontakt z BG nadal był w porządku, a 23 grudnia, czyli prawie dwa miesiące po złożeniu zamówienia, wysłano mi drugą broszkę. Dzień później nareszcie dotarły moje buciki : ) Tak więc czekałam aż mi je wyślą.  Niestety nie wiem, czy wykrakałam, czy to tylko zbieg okoliczności, ale podczas pogawędek przy wigilijnym stole rzuciłam ze śmiechem "Oby się tylko nie okazało, że czekałam dwa miesiące na buty, które będą do zwrotu". I stało się.... Buty, mimo iż miały pochodzić prosto z linii produkcyjnej, miały ślady kleju, były porysowane na platformie, ogólnie były bardzo niechlujnie zrobione. Po przymiarce się nawet okazało, że do chodzenia też się nie nadają, bo jeden but spadał. I nie, nie mam stóp różnej wielkości. Nic z tych rzeczy. Opisałam sytuację w mailu, kolejny raz mnie przeproszono i dano kod rabatowy (z którego nie skorzystałam, bo za bardzo się obawiałam, że znów będą takie cyrki, a nie chciało mi się czekać kolejnych miesięcy - wolałam sama ściągać z ebay'a). Po wysłaniu zdjęć wadliwych Hadesów wszystko zaczęło się psuć. Najpierw proponowano mi pójście do szewca. Tylko po kiego kupuje się szpile za 300 zł, by chodzić z nimi do szewca w celu usunięcia z nich wad? Poszłam do szewca, który zajmuje się butami przeszło 50 lat. Nie podjął się zadania. Potem próbowano mnie udobruchać, chcąc oddać mi część kasy za buty. W międzyczasie były nieustanne problemy z odpowiedziami na maile - a to co chwila brak internetu, a to to, a to tamto... Telefon nieczynny, choć był normalny sygnał. W połowie stycznia dotarł do mnie gorset - piękna porażka, że tak to określę. Gorset wizualnie bardzo ładny. Niestety, jako że na stronie były tylko wymiary w calach, bez pełnych wymiarów, zapytałam właścicielkę, jaki rozmiar mam wybrać . Zasugerowałam się jej opinią i wzięłam 20", które swoją drogą są moim normalnym, gorsetowym rozmiarem. Gorset był za mały do tego stopnia, że kiedy zawiązano mnie w nim tak, żeby sznurek przy wiązaniu nie wypadł (było to wiązanie na dwa sznurki z agletami, coś ala sznurówki, w ogóle ze sobą nie połączone) to nie dość, że jego dolna krawędź wbijała mi się niemiłosiernie w ciało nad kośćmi biodrowymi, to strasznie zabolało mnie w sercu od ogólnego ścisku korpusu. Nie mówiąc już o tubowatym efekcie, gdzie ja mam naturalną całkiem nie najgorszą talię... Napisałam, że chcę go zwrócić. Dostałam odpowiedź, że ciało musi się przyzwyczaić do tego typu ucisku; poza tym inne osoby brały mniejsze rozmiary i nie było problemów (później na forach i fb okazywało się, że wcale nie było dobrze). Ostatecznie mogłam zwrócić i buty i gorset. Później w wyniku nieporozumienia dostałam inny gorset, ale to już inna kwestia, która została załatwiona na tej zasadzie, że odesłałam go na swój koszt i powiedziałam,by potrącono mi 10 zł za jego wysyłkę do mnie. Zgodzono się na ten układ. Ponadto miałam oczekiwać na zwrot pieniędzy za gorset, buty i rękawiczki. Był już luty. Niestety, zwrotu mimo obietnicy się nie doczekałam, więc postawiłam warunek: albo pieniądze pojawią się na moim koncie, albo piszę stosowne papiery, w celu odzyskania należności. I tu się zaczęły prawdziwe problemy.

18 lutego otrzymałam odpowiedź, że nie chciano mnie oszukać, tylko firma ma problemy (rozwiązuje sytuację z DC) a  pieniądze dostanę do końca tygodnia, bo na zwrot trzeba było uzbierać. Ponadto dowiedziałam się, że zrobiono mi łaskę przyjmując wadliwe buty, bo Black Garden nic na nich nie zarobił, a mimo to pozwolił mi je zwrócić. Także dobrze wiedzieć, że zasłużyłam na zwrot butów w stanie nieadekwatnym do ceny : ) Jakby tego było mało, poinforomowano mnie o... wysyłce gorsetu z gratisem. Jak to? Skoro napisałam, żeby oddano mi kasę również za gorset, to dlaczego mi go wyslano? Poczułam, że jest to próba wciśnięcia mi towaru, bym dała sobie spokój - a nuż da się mnie tym udobruchać i nie będę się upominała o swoje? Nie wiem, czy tak to miało właśnie wyglądać, ale ja to tak odebrałam. Od razu odpowiedziałam na maila, że przecież już nic mieli mi nie wysyłać poza pieniędzmi. Wtedy to dowiedziałam się, że... nic nie mówiłam o tym, jakobym nie chciała tego gorsetu. Gorset przyszedł wraz z rękawkami - swoją drogą rękawki się pruły, więc lichy ten "gratis"... Niestety, gdybym wiedziała wcześniej,że mi to wyślą, dałabym znać w domu, że mają nie odbierać żadnej paczki od BG. Ale nie wiedziałam, więc mama normalnie odebrała przesyłkę.

Saldo konta bankowego pozostawało bez zmian, więc postanowiłam działać. Przecież nie mogłam pozwolić,by ktoś bezprawnie przywłaszczył sobie moje pieniądze! Musiałam je przecież zarobić, by móc je wydać, więc własnej pracy nie oddam komuś za nic. Dlatego też nawiązałam współpracę z Rzecznikiem Praw Konsumenta. Zalecono mi odesłanie ostatniej paczki i tak też zrobiłam. Gratis również odesłałam. Następnie na początku marca wysłaliśmy wspólnie wezwanie do zapłaty. Na dzień przed odebraniem przez właścicielkę listu z moim żądaniem otrzymałam wiadomość z przeprosinami i prośbą rozłożenia na raty długu, a także prośbę o nieudostępnianie korespondencji z nimi (na  jednej z grup facebookowych dałam ogłoszenie, że na życzenie wyślę screena wiadomości, w której widać, że słowa nie pokrywają się z działaniami sklepu; był to screen mojego maila + odpowiedzi Black Garden o treści "dobrze więc tak zrobimy"). Napisałam, że nie ma problemu, o ile nie będzie to nadwyrężanie mojej cierpliwości i granie na zwłokę. Zapewniono mnie, że dodatkowa praca właścicielki sprawi, że dostanę zwrot. Ewentualnie, by było szybciej, mogą  mi wysłać po 50 zł z aukcji rzeczy, które zwróciłam. Należności nie było, więc próbowałam się skontaktować mailowo i poprzez posty na fan page'u - dostałam odpowiedź, że właścicielka teraz dużo pracuje i że niedługo powinna zrobić przelew, bo był już 25 marca, a pod koniec miesiąca otrzyma wypłatę. Jak się potem okazało, to była ostatnia wiadomość od sklepu, a na obietnicach się skończyło. Z kolei "praca" (dzięki informacji pewnej osoby) okazała się tak ciężka, że właścicielka potwierdzała swoją częstą obecność na facebooku (w trakcie rzekomej pracy) poprzez udostępnianie linków piosenek, postów itd...

Wtedy już wiedziałam, że robienie spamu na fp (który i tak kasowano z prędkością światła, coby nikt nie widział, że jest coś nie tak) i wyczekiwanie na dobrą wolę ze strony BG do niczego nie doprowadzi. Rzecznik złożył w moim imieniu pozew sądowy. Jednym z dowodów był mail, w którym poproszono mnie o rozłożenie na raty zadłużenia. Dosyć szybko, bo tuż przed majówką, dostałam grubą kopertę z sądu. Posiedzenie niejawne orzekło, że pozew jest w pełni uzasadniony. Black Garden otrzymał ten sam komplet dokumentów co ja i Rzecznik. Dostali dwa tygodnie na apelację lub spłatę. W połowie maja nadal nic się ze sprawą nie działo, więc bez chwili wahania Rzecznik napisał i wysłał stosowne pismo o nakaz ściągnięcia zadłużenia (wyrok się uprawomocnił). Obecnie czekam na owy nakaz, który jest już przygotowany i w terminie 9 -13 czerwca powinien przyjść pocztą.


Opisana przeze mnie historia jest dosyć szczegółowa, jednakże nie opisywałam w niej już rzeczy typu posty BG szukające bloggerów i modelek do współpracy (istna beszczelność, gdy wisi się tylu ludziom kasę, a chce się komuś zapłacić za współpracę...), wypowiedzi właściciela DC o tym, iż oddał należności i nic nie jest sklepu winien czy wielokrotnych obietnic ze strony sklepu, że odda pieniądze, a także innych tego typu rzeczy. Nie chciałam,żeby ktoś się zanudził na śmierć czytając o tym ; )

Przepraszam, jeśli są w mojej wypowiedzi jakieś błędy, ale myślę, że to nie ma w tym momencie znaczenia  czy one są, czy nie - chcę po prostu ostrzec innych, by nie dali się oszukać.

Post będzie aktualizowany na bieżąco, aż do rozwiązania sprawy.
Ponadto na koniec dodam jako "ciekawostkę" pewnien fakt - policja nie chciała podjąć zgłoszenia w tej sprawie. Jak to? A tak to. Jako, że otrzymałam towary, ale nie spełniały oczekiwań/standardów/innych wymogów i je odesłałam, to w myśl prawa sprzedawca wywiązał się z umowy i nie popełnił oszustwa, nawet jeśli towary były odesłane i nie oddał za zwrot kasy... Mogłam złożyć zawiadomienie tylko w sprawie tej jednej pary rękawiczek, której nigdy nie dostałam.  Ale co mi po tym? Sprawa oszukania mnie na rękawiczkach za 15 zł zapewne zostałaby umożona z powodu "niskiej szkodliwości czynu" lub "braku dowodów w sprawie"... To chore, że w tym kraju bardziej opłaca się oszukiwać (w sumie, skoro prawo Cię chroni,to co Ci szkodzi? )...